Facebook

poniedziałek, 25 lutego 2013

Nine Inch Nails powraca. Z tej okazji RUINER.

W dniu dzisiejszym, dosłownie parę godzin temu Trent Reznor ogłosił reanimację swojego najgenialniejszego muzycznego dziecka, czyli zespołu Nine Inch Nails. Działalność NIN została zawieszona w roku 2009, kiedy to Reznor postanowił poświęcić się nagrywaniu muzyki do filmów (Oscar, oraz Złot Glob za ścieżkę dźwiękową do filmu "Social Network" w 2011, stworzył też muzykę do "The Girl with The Dragon Tatoo"), oraz tworzeniu nowego projektu muzycznego - How To Destroy Angels, razem ze swoją żoną, zjawiskową Mariqueen Maandig. Na dniach ma pojawić się ich pierwszy wspólny album. Stara miłość jednak najwyraźniej nie rdzewieje, bez gitary i darcia mordy Trent długo nie wytrzymał. W 2013 roku odbędą się pierwsze koncerty reaktywowanego NIN w USA, a w 2014 ma mieć miejsce światowa trasa.



W dzisiejszym oświadczniu dla prasy Trent napisał : "Pracowałem wspólnie z Adrianem Belew (wieloletni współpracowniki w NIN) nad paroma pomysłami muzycznymi, co wywołało dyskusję nad wspólnymi występami, co z kolei doprowadziło do drapania się po brodach i dyskusji nad tym, czym mogłoby być Nine Inch Nails, oraz zagraniem koncertu. Zadzwoniłem do paru przyjaciół, omówiliśmy wiele pomysłów i ustaliliśmy datę koncertu, potem następnego, co doprowadziło do zaplanowania wielu występów."



Pozostaje tylko się cieszyć i mieć nadzieję, że powstanie też kolejna płyta Nine Inch Nails. Z okazji dzisiejszej dobrej wiadomości postanowiłem przypomnieć utwór "Ruiner" z wydanego już 19 lat temu opus magnum NIN, czyli płyty "The Downward Spiral"

TEKST ORYGINALNY

NISZCZYCIEL

Miałeś ich wszystkich po swojej stronie, czyż nie?
Wierzyłeś we wszystkie swoje kłamstwa, czyż nie?
Niszczyciel ma wiele do udowodnienia, nic do stracenia i sprawił, że wierzysz,
Niszczyciel jest twoim jedynym przyjacielem, jest idealny dla bydła, które zwodzi,
Gwałci niewinnych, wiesz, Niszczyciel niszczy wszystko to, co widzi,
No i teraz jedyną nieskalaną rzeczą, jaka ostała się w moim spierdolonym świecie, jest obnoszenie się z twoją chorobą.

W jaki sposób tak urosłeś?
W jaki sposób stałeś się taki silny?
W jaki sposób stałeś się taki twardy?
Dlaczego to już tyle trwa?

Musiałeś im wszystkim dać znak, czyż nie?
Musiałeś pożądać tego co było moje, czyż nie?
Niszczyciel jest kolekcjonerem, jest nosicielem choroby, serwującym swoje gówno własnym muchom.
Może kiedyś nadejdzie dzień, w którym ci, których zaślepiasz nagle się przebudzą,
Może to ta część mnie którą zabrałeś, doprowadziła cię do miejca, do którego miałem nadzieję, że nie trafisz,
I może właśnie to popierdoliło mnie bardziej niż byś przypuszczał.

W jaki sposób tak urosłeś?
W jaki sposób stałeś się taki silny?
W jaki sposób stałeś się taki twardy?
Dlaczego to już tyle trwa?

To, co mi dałeś,
Mój perfekcyjny pierścień blizn.
Wiesz, że widzę kim naprawdę jesteś.
Nie skrzywdziłeś mnie, nic nie może mnie skrzywdzić.
Nie skrzywdziłeś mnie, już nic mnie nie powstrzyma.

poniedziałek, 18 lutego 2013

Destructive Daisy - recenzja debiutu

Dziś coś zupełnie z innej beczki, zamiast tradycyjnego tłumaczenia postanowiłem zrecenzować debiutancką płytę jednej z ciekawszych trójmiejskich kapel, z jakimi miałem okazję obcować, czyli w 100% żeńskiego kwartetu Destructive Daisy.

W ostatnią sobotę trochę z przypadku, a trochę z ciekawości trafiłem do gdańskiego klubu Mechanik, na koncert kapel Carnage i Destructive Daisy. Carnage dobrze znam, także ze wspólnych występów, wiedziałem więc czego mogę się spodziewać po ich występie. O Destructive Daisy wiedziałem z kolei tyle, ile przekazał mi kolega Karol z zaprzyjaźnionego zespołu Krunkera, czyli, że jest to kapela złożona z urodziwych niewiast, fajnie gra i fajnie brzmi. Jak się okazało, Karol mówił prawdę. Koncert bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, mimo pewnych niedostatków w brzmieniu, spowodowanych brakiem odpowiedniego nagłośnienia, oraz osoby odpowiedzialnej za realizację dźwięku (co jest niestety stałą przypadłością trójmiejskich klubów). Destructive Daisy przekazały publiczności solidną dawkę rockowej energii, okraszonej poprawną techniką i ciekawym image grupy. Po koncercie udało mi się nabyć drogą wyżebrania od członkiń zespołu ich wydaną własnym sumptem, debiutancką EP-kę.



Zacznę może od tego, że już na pierwszy rzut oka widać, że dziewczyny na poważnie podeszły do tematu, pod względem prezencji płytka wygląda bardzo profesjonalnie. Porządnie zaprojektowana okładka z rysunkiem przedstawiającym coś na kształt disneyowskiej Daisy, ucharakteryzowanej na logo gangu motocyklowego sygnalizuje, że nie będziemy mieli do czynienia z grzecznym graniem. Z tylnej okładki możemy dowiedzieć się, że na płytce znajdziemy 5 utworów, oraz poznać skład zespołu. Prosto, czytelnie i do rzeczy.



Po włożeniu płyty do odtwarzacza i wciśnięciu "Play" od pierwszych sekund słuchacza atakuje zwarta sekcja rytmiczna, z wyraźnie wysuniętym do przodu basem i mocno przesterowaną gitarą, wypluwającą hardrockowy riff. Perkusja od samego początku pozostaje nieco w tle, zostawiając miejsce dla rytmicznych riffów i pulsującego basu. Wokalistka Audri stylem śpiewania kojarzy mi się z Courtney Love, lub Shirley Manson z Garbage. Po pierwszych dwóch numerach - "Road To Ruin", oraz "Death Car" można już powiedzieć, że mamy do czynienia z wyjątkowo mocnym debiutem. Ostre i proste rockowe numery, przejmujący, opętańczy, przechodzący niekiedy w krzyk śpiew, do tego sekcja rytmiczna ze świetnie brzmiącym basem. Soczyste, często grane z tłumieniem riffy gitarowe dopełniane są przez dosyć oszczędne, lecz poprawnie zagrane solówki. Dwa początkowe utwory instrumentalnie utrzymane są w stylu klasycznego hardrocka z elementami metalu, wyraźnie , szczególnie w "Road to Ruin" usłyszeć można inspirację Motorhead. Brzmienie instrumentów jest surowe, bez zbędnego efekciarstwa. Wokal z kolei, to zupełnie inna para kaloszy - styl śpiewania Audri jest "grungeowo - postpunkowy" i przynosi na myśl takie zespoły jak Hole, czy L7.



Po dwóch dynamicznych utworach przychodzi czas na chwilę uspokojenia. Trzeci numer - "Panic", jest według mnie najlepszy na EP-ce. Powolny, oparty w zasadzie na dwóch riffach motyw przewodni, leniwa gra perkusji i hipnotyzujący bas budują mroczny nastrój. Klimat buduje także gitara, która dzięki grze na pełnych, nie tłumionych akordach, oraz użytych efektach jest bardziej przestrzenna, niż w poprzednich utworach. W połowie utworu w tle pojawiają się nawet dźwięki grane na klawiszach. Całość kojarzy mi się z kawałkiem "Mailman" Soundgardenów, z płyty "Superunknown". "Panic" wydaje się być utworem wyraźnie dzielącym Ep-kę na pół. O ile pierwsze dwa utwory stanowiły ukłon w stronę hardrocka, to dwa ostatnie siedzą głęboko w Seattle. "Barbed Wire" i "Teabuzz" mogły z powodzeniem być zagrane 25 lat temu w klubach miasta z którego wywodzi się grunge, najbardziej kojarzą mi się z pierwszymi dokonaniami Nirvany z płyty "Bleach".

Jak na płytę nagraną własnymi środkami, przez bądź co bądź amatorski, młody zespół, Ep-ka Destructive Daisy brzmi dobrze. Wydaje mi się (aczkolwiek mogę się mylić), że muzyka w większości nagrana została na "setę" (to znaczy przez zespół grający na żywo, a nie instrument po instrumencie), co znacznie zmniejsza możliwości manipulacji brzmieniem, ale z drugiej strony dodaje muzyce autentyzmu. Surowe i nieco brudne brzmienie nagrań jednych może razić, jednak dla innych będzie atutem. Jeżeli już miałbym napisać o płytce coś negatywnego, to moim zdaniem zdecydowanie za cicho w stosunku do reszty instrumentów jest perkusja, która często po prostu zostaje zdominowana przez bas i ostrą gitarę. Drugim mankamentem może być miejscami niewyraźna artykulacja partii wokalu, przez co często ciężko zrozumieć śpiewane słowa.

Podsumowując przyznać trzeba, że dziewczyny z Destructive Daisy odwaliły kawał dobrej roboty i mają sporą szansę na zaistnienie nie tylko na naszej lokalnej, zdominowanej przez sztampowy metal, oraz pseudointelektualny indie rock, scenie muzycznej. Ja na pewno będę trzymał kciuki. Płytę można bezpłatnie ściągnąć z serwisu Bandcamp, co polecam czym prędzej uczynić.

Moja ocena: 4/5

Destructive Daisy

vocal:Audri
guitar:Magda
bass guitar:Kleo
drums:Ada

Mix&Mastering - Michał Miegoń (Music Saloon Studio)

Płyta do ściągnięcia http://destructivedaisy.bandcamp.com/

piątek, 15 lutego 2013

Megadeth - A Tout Le Monde

Uważni czytelnicy (czy mam takich ??? :)) zapewne pamiętają, że o Megadeth już było przy okazji tłumaczenia numeru "Reckoning Day", z przezacnej i darzonej przeze mnie wyjątkowo ciepłym uczuciem płyty "Youthanasia". Dziś wracam do tego albumu po raz drugi, a pretekstem jest "A Tout Le Monde", utwór o zupełnie innym charakterze, niż prezentowany na DarciuMordy wcześniej. Brakuje w nim agresji muzycznej i lirycznej, która obecna jest w innych utworach z płyty. "A Tout Le Monde" jest balladą, w dodatku śpiewaną częściowo po francusku.



Jakoś tak dziwnie wychodzi, że bardzo często, w czasie mojej drogi do pracy, zwykle gdzieś w okolicach ulicy Lęborskiej, funkcja shuffle w moim telefonie losowo wybiera właśnie "A Tout Le Monde". Z jednej strony fajnie, ponieważ bardzo cenię ten utwór, z drugiej strony jednak wsłuchanie się w jego tekst, będący niczym innym, jak listem pożegnalnym samobójcy, może być dołujące...

TEKST ORYGINALNY

A TOUT LE MONDE

Nie pamiętam gdzie wtedy byłem,
Zdałem sobie sprawę, że życie to gra,
Im bardziej na poważnie je brałem,
Tym trudniejsze stawały się zasady.
Nie miałem pojęcia, ile to mnie będzie kosztowało,
Życie przeleciało mi przed oczami,
Dostrzegłem jak niewiele osiągnąłem,
Odrzuciłem wszystkie swoje plany.

Moi przyjaciele, kiedy będziecie to czytać wiedzcie, że
Bardzo pragnąłbym z wami pozostać.
Proszę, uśmiechajcie się, kiedy o mnie pomyślicie,
Mojego ciała już nie ma, to wszystko ....

A tout le monde
(Do was wszystich)
A tout mes amis
(Do moich przyjaciół)
Je vous aime
(Kocham was)
Je dois partir
(Muszę odejść)
To ostatnie słowa,
Jakie kiedykolwiek wypowiem,
One mnie uwolnią.

Gdyby moje serce było jeszcze żywe,
Z pewnością by pękło,
Moje wspomnienia pozostały z wami,
Nie ma już nic do powiedzenia.
Radzenie sobie jest proste,
Trudne to, co zostaje za nami.
Wiesz, że śpiący nie czują bólu,
A żyjący są w strachu.

A tout le monde
A tout mes amis
Je vous aime
Je dois partir
To ostatnie słowa,
Jakie kiedykolwiek wypowiem,
One mnie uwolnią.

Moi przyjaciele, kiedy będziecie to czytać wiedzcie, że
Bardzo pragnąłbym z wami pozostać
Proszę, uśmiechajcie się, kiedy o mnie pomyślicie,
Mojego ciała już nie ma, to wszystko ....




wtorek, 5 lutego 2013

Kylie Minogue - Confide In Me

Wydawałoby się, że pisanie o Kylie Minogue zaraz po poście o Slayerze zakrawa na świętokradztwo... Nie będę zaprzeczał. Gwoli wyjaśnienia: utwór "Confide In Me" jest utworem dobrym, POMIMO TEGO, że wykonuje go artystka popowa Kylie Minogue, która nota bene nawet go nie skomponowała, ani tym bardziej nie napisała tekstu.

Głównym powodem, dla którego zdecydowałem się ten utwór przetłumaczyć, jest fakt, że cover "Confide in me" w 1997 roku wykonywało na sposób mroczny i gotycki moje ulubione The Sisters of Mercy. Piosenka jest na tyle wdzięcznym tematem na cover, że według wikipedii co najmniej dziesięciu innych wykonawców popełniło swoje wersje.


Abstrahując od zupełnie humorystycznego wstępu, muszę jednak szczerze przyznać, że mam pewną słabość do tego utworu. Nie pasuje mi zupełnie do innych znanych mi kawałków Kylie, jest całkiem ambitny muzycznie, towarzyszy mu całkiem sugestywny teledysk, a tekst jest całkiem niegłupi. Mi oczywiście bardziej podoba się wersja koncertowa The Sisters of Mercy, którą pozwoliłem sobie zamieścić bezpośrednio pod tłumaczeniem...



TEKST ORYGINALNY

Zwierz mi się

Stoję w oddali
Patrzę z daleka
Czy powinnam zaoferować swoją pomoc ?
Czy powinno mieć znaczenie kim jesteś?

Wszyscy jesteśmy skrzywdzeni miłością
Każdy z nas niesie swój krzyż
Ale w imię powszechnego zrozumienia
Powinniśmy się dzielić swoimi problemami

Zwierz mi się
Zwierz mi się

Umiem utrzymać sekret
I wyrzucić klucz
Ale czasem, uwolnić sekret
To jak dać odejść własnemu dziecku

Wszyscy jesteśmy skrzywdzeni miłością
Każdy z nas niesie swój krzyż
Ale w imię powszechnego zrozumienia
Powinniśmy się dzielić swoimi problemami

Grasz albo pas – wybór należy do ciebie
Trafiasz albo chybisz – co moje, jest twoje