Nie tak dawno temu , legendarny polski zespół rockowy, Budka Suflera, ogłosił zakończenie działalności. Myli się ten, kto pomyśli, że leciwi panowie tak po prostu postanowili przejść na emeryturę. O nie ! Oni zostali zabici. Przez internet. W każdym razie tak twierdzą...
Z wywiadem ogłaszającym tą straszną zbrodnię można zapoznać sie tutaj: Koniec Budki Suflera. "Ogłupiały świat zjada własny ogon" . Cytując Romualda Lipkę : "15 lat temu nikt nie wiedział, że na całym świecie ludzie kultury, którzy swoją myślą utrzymują świat, zostaną ograbieni przez internet, czyli przez cudo techniki. Generalnie żyjemy w czasach, w których zrezygnowano z płacenia ludziom za ich umiejętności i dobra intelektualne, jakie w nich goszczą. To jest ogłupiały świat, ponieważ zjada własny ogon. Do niczego to nie prowadzi." Koniec legendarnej kapeli nie nadszedł jednak nagle. zwiastował go już w 2007 Krzysztof Cugowski : Internet jest zły, bo płyty Budki Suflera się nie sprzedają . Czytając wypowiedzi zasłużonych w końcu muzyków byłem lekko zażenowany. Odniosłem wrażenie, że panowie obrazili się na wszystkich jak dzieci i tupią nóżkami, bo świat jest zły, a oni pokrzywdzeni.
Nie piszę tego posta po to, żeby pastwić się nad zespołem, który cenię za dawne dokonania, nie piszę też po to, żeby usprawiedliwić internetowe piractwo. Zaciekawił mnie po prostu fakt, że starzy, doświadczeni faceci nie rozumieją na czym polega otaczający ich świat. Nie rozumieją, że powodem spadku sprzedaży płyt Budki Suflera wcale nie jest internet, ba, nawet nie sądzę, żeby dużo ludzi te ich płyty ściągało. Budko Suflera, może czas zastanowić się czy problemem nie jest po prostu serwowanie wtórniactwa, odgrzewanych niesmacznych kotletów i żądanie w zamian milionów? Czy problem nie polega też na tym, że po prostu część fanów Budki odeszła już na wieczny odpoczynek (lub na przykład ogłuchła), a zespół nigdy nie oferował nic młodszym ludziom? Może problem Budki polega na tym, że można ją usłyszeć w każdej mainstreamowej stacji radiowej, pomiędzy reklamą stoperanu i lactovaginalu? Może zespoły, które przyzwyczaiły ludzi do tego, że grają za darmo na sponsorowanych przez lokalne samorządy spędach małomiasteczkowego ludu nie mogą liczyć na to, że pojawią się chętni na biletowane koncerty? Może granie zachowawczej, miałkiej muzyki bez polotu, która jednym uchem wpada, a drugim wypada jest jednak na rękę tylko reklamodawcom stacji radiowych?
Ciekawe, że na internet nie narzeka inny polski artysta, Nergal, który w jednym z wywiadów powiedział :"W dobie Internetu, kiedy wszyscy narzekają i walczą z piractwem, ja robię dokładnie odwrotnie. Mówię: „ściągajcie i jeżeli ta płyta się wam spodoba, to proszę, idźcie do sklepu i ją kupcie”. Co ciekawe, Behemoth nie tylko sprzedaje dziesiątki tysięcy płyt na całym świecie, ale także wypełnia do ostatniego miejsca duże sale koncertowe. Jakoś nie słyszałem, żeby Nergal narzekał na spadek wpływów, podejrzewam, że jest odwrotnie. Dlaczego? Bo nagrywa płyty i robi koncerty za które ludzie chcą płacić, zamiast grać na Dniach Pieczarki w Wąbrzeźnie i promować rzygo-hity w RMF.
Internetu nie boi się też Trent Reznor z Nine Inch Nails, któremu zdarza się nawet udostępnić cały album, lub przynajmniej obszerne fragmenty swoich nagrań za darmo. Album "The Slip" z roku 2008 został ściągnięty ze strony grupy 2 miliony razy, jeszcze przed wydaniem fizycznej wersji płyty. Pomimo tozajął 13 miejsce na liście sprzedaży płyt Billboard.
Ja osobiście uważam, że internet dał szansę nieporównywalnie większej grupie ludzi, zarówno profesjonalnym, jak i amatorskim muzykom na zaprezentowanie swojej twórczości. Czy fakt, że zespoły i wykonawcy, za którymi stoją wielkie koncerny i których muzyka jest zwykle w jakiś sposób moderowana przez wytwórnie, tracą na dostępności muzyki w internecie, powinien ograniczać innym dostęp do propagowania swojej sztuki i upubliczniania jej w taki sposób, jaki uznają za stosowny ?
Drugim ciekawym wydarzeniem ostatnich tygodni był protest "Związku Zawodowego Muzyków RP" przeciwko planowanemu "ponoć" koncertowi The Rolling Stones, który miałby się odbyć w czerwcu w Warszawie, z okazji 25 rocznicy pierwszych wolnych wyborów w Polsce. Argument jaki podnosili muzycy był taki, że pieniądze, które przeznaczonoby na koncert Stonesów powinni dostać oni, Muzycy Polscy. Apel podpisały takie gwiazdy jak Robert Chojnacki, Krystyna Prońko, czy zespół Lombard.
Rozbawiło mnie także bardzo, że jedną z osób wypowiadających się w telewizji w obronie protestu była Wanda Kwietniewska z kapeli Banda i Wanda, którą widziałem chyba pierwszy raz w życiu. Oczywiście znam i nawet posiadam na winylowym singlu największy hit zespołu - "HiFi", ale sądzę, że duża część widzów nie wiedziała z kim ma do czynienia. Naprawdę, każdy PRAWDZIWY POLAK cieszyłby się bardziej z występu na stadionie narodowym Krysi Prońko w duecie z Chojnackim, a może nawet i w trio z Andrzejem Krzywym, zamiast dekadenckiego The Rolling Stones. Ważne, że kasa by została w kieszeni polskich tuzów muzyki.
Co łączy te dwa wydarzenia? Strach przed utratą wpływów, niechęć, lub niemożność przystosowania się do nowych warunków. Starzy wykonawcy boją się, że działający do tej pory triumwirat "wytwórnia-stacje radiowe-niebiletowane koncerty za kasę samorządu/sponsora" przestanie działać i przynosić zyski, a Polsat nie zaprosi na sylwestra. Niska sprzedaż płyt to tylko jeden z symptomów nadchodzącej zmiany.
Płytę kupi fan który uważa, że warto wydać kasę na kapelę którą lubi, kupi też bilet na koncert, kupi koszulkę. Jeśli artysta nie ma już nic do powiedzenia, nie kwestionuje zastanego porządku, odcina kupony od dawnej sławy, okopując się na swoich pozycjach, to nie może liczyć na zyski. Będzie tylko zapychaczem czasu antenowego pomiędzy blokami reklamowymi i konkursami sms-owymi, oraz tagiem na pudelku.