W sumie nie wiem, czemu nie pisałem do tej pory o grupie Behemoth... Nergal i spółka często goszczą w moich głośnikach i słuchawkach, a przez ostatnie 10 lat parokrotnie byłem na ich koncertach. Byłem także świadkiem powrotu Nergala na scenę po wyleczeniu białaczki, kiedy 8 maja 2011 wystąpił niezapowiedzianie jako gość podczas katowickiego koncertu Fields Of The Nephilim.
Może po prostu do tej pory czekałem na wydanie właśnie TEGO albumu. "The Satanist", bo o nim mowa jest dostępny w sklepach już od ponad miesiąca i spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem na całym świecie, a na amerykańskiej liście sprzedaży albumów Billboard top 200 zadebiutował od razu na 34 miejscu , czyli 21 miejsc wyżej, niż poprzedni album "Evangelion".
Muszę przyznać, że z jednej strony, obserwując stały progres Behemotha w kwestiach aranżacyjno-brzmieniowych spodziewałem się, że płyta będzie stanowiła następny krok w rozwoju kapeli. Spodziewałem się kolejnej płyty z rewelacyjną produkcją, selektywnym brzmieniem pomimo ciężaru i melodią pomiędzy blastami (jakby kto nie wiedział DEFINICJA BLASTA :)). Nie spodziewałem się jednak, że otrzymam płytę z jednej strony melodyjną i przebojową, pełną zaskakujących zmian nastroju i brzmień do jakich na nagraniach Behemotha nie przywykłem, a jednocześnie płytę ciężką, mroczną i w warstwie tekstowej równie bezkompromisową jak poprzedniczki.
Jednak zanim przejdę do peanów na temat muzyki zatrzymam się na chwilę przy tym co widzą oczy. Płytę otrzymujemy w grubej, srebrnej obwolucie, w której znajduje się czarna książka w twardej oprawie. Wewnątrz poza płytą CD i DVD (tak, gratisowo otrzymujemy 95 minutowy koncert na DVD!) znajduje się 22 stronicowy album, zawierający ręcznie kaligrafowane teksty utworów, parę zdań Nergala na temat każdego z nich, oraz reprodukcje serii obrazów namalowanych na potrzeby płyty. Sam sposób wydania płyty robi świetne wrażenie, widać, że zespół, oraz osoby zaangażowane w tworzenie wydawnictwa nie pozostawili nic przypadkowi. Okładka, książeczka, zawarte w niej obrazy, wszystko to jest częścią jednego dzieła. Stąd tez w moim odczuciu świętokradztwem (jak to zabrzmiało :)) byłoby ściąganie płyty w formie MP3. To wydawnictwo TRZEBA mieć w oryginale.
Jak to wszystko brzmi ? Ano brzmi nieco inaczej, niż to do czego Behemoth przyzwyczaił nas wcześniej. Instrumentarium wykorzystane na płycie (choć nie jest to do końca nowość) zawiera m.in. organy hammonda, saksofon, waltornię, czy wiolonczelę. Nie bójcie się jednak, wikipedia nadal klasyfikuje ten album jako death i black metal i tak według mnie powinno pozostać. Nadal mamy znajome z Behemothowych szlagierów blasty grane przez Inferno, jednak są one raczej dopełnieniem, a nie sednem całości. Nergal i Seth nadal precyzyjnie i szybko biją tłumione riffy, jednak coraz częściej przerywają atak i prezentują klasyczne, melodyjne, heavy metalowe, a miejscami wręcz hard rockowe zagrywki. W wokalizach nadal dominuje growling, jednak teksty wydają się być bardziej zrozumiałe, niż chociażby na płycie "Demigod", a wzorem utworu "Lucifer" z poprzedniego albumu wykorzystana została także w kawałku "In The Absence of Light" melorecytacja.
Nawiązania do klasycznego metalowego grania bardzo widoczne są chociażby w rewelacyjnych solówkach, które w moim odczuciu zdecydowanie są ozdobą płyty (np. w utworze "Messe Noire"...poezja !). "The Satanist" często zaskakuje słuchacza nie tylko zmianami tempa (płyta jest generalnie wolniejsza niż wcześniejsze), ale także akustycznymi wstawkami, które z przerywników urosły do miana pełnoprawnych elementów utworów.
Wszystko fajnie, tylko zaraz ktoś zapyta "A gdzie stary, dobry Behemoth !?". Otóż on tam nadal jest, tylko bardziej dojrzały, bardziej wysublimowany. Nergal nadal naciera bezkompromisowymi tekstami o znajomej tematyce, gdzie wątki biblijne przeplatają się z obrazami niewieścich łon rodzących węże ("Blow Your Trumpets Gabriel"), a Szatan jest bohaterem nie jednego wersu. Oczywiście ocena treści jakie prezentuje Nergal to indywidualna sprawa, można traktować je na poważnie, albo w kategoriach intelektualnej prowokacji, pewne jest, że ciężko przejść obok nich obojętnie.
Na pewno można zastanowić się jaka będzie kolejna, hipotetyczna płyta Behemotha? Wydaje mi się, że albumem "The Satanist" zespół osiągnął pewną granicę estetyczną. Jeśli Nergal i spółka zdecydują się iść w stronę grania melodyjnego, w stronę piosenek i szerszego grona odbiorców, może to oznaczać zmianę której nawet lojalni fani już nie przełkną. Z drugiej strony, znając Adama Darskiego (a cała Polska poznała go przez ostatnie parę lat całkiem nieźle) stagnacja, czy też regres są wykluczone. Na pewno będzie ciekawie
Na koniec chciałem jeszcze wspomnieć o bonusowej płycie DVD dołączonej do albumu. Zawiera ona zapis koncertu Behemotha, który odbył się w roku 2012 w rosyjskim Jekaterynburgu. Sam koncert jest ponad dwa razy dłuższy niż album stanowiący główne danie i po jego obejrzeniu muszę przyznać, że obroniłby się także jako osobne wydawnictwo. Świetny bonusowy dodatek.
Patrząc na wydawnictwo jako całość, należy "The Satanist" ocenić bardzo wysoko. Oczywiście blackened-death-metalowi puryści mogą obrażać się na wolniejsze tempo i saksofon ale dla mnie jest to mocne 8/10 .
Już na samo samiutkie zakończenie przydługiej recenzji chciałem przytoczyć fragment dramatu "Ślub" Witolda Gombrowicza, który został wykorzystany w utworze "In The Absence Of Light".
"Odrzucam wszelki ład, wszelką ideę
Nie ufam żadnej abstrakcji, doktrynie
Nie wierzę ani w Boga, ani w Rozum!
Dość już tych Bogów! Dajcie mi człowieka!
Niech będzie, jak ja, mętny, niedojrzały
Nieukończony, ciemny i niejasny
Abym z nim tańczył! Bawił się z nim! Z nim walczył
Przed nim udawał! Do niego się wdzięczył!
I jego gwałcił, w nim się kochał, na nim
Stwarzał się wciąż na nowo, nim rósł i tak rosnąc
Sam sobie dawał ślub w kościele ludzkim!"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz